Miał prawie czterdzieści lat, ale wciąż wyglądał jak
chłopiec.
Budził się codziennie rano z poczuciem braku sensu i
zwleczenie się z łóżka było dla niego aktem ostatecznego heroizmu. Nie miał żadnych
powodów by być nieszczęśliwym. Robił w życiu to, co wydawało mu się, że kocha,
nagrał kilka bardzo dobrych płyt, ludzie świetnie się bawili słuchając jego
muzyki, czasem trochę się wzruszali, czasem tańczyli, gratulowali mu, a całe
zastępy dzieciaków czerpały pełnymi garściami z tego, co udało mu się już wypracować.
Miał wrażenie, że nie jest wystarczająco dobry. Oddychał cudzymi
ambicjami. Kiedy przyjaciele klepali go po plecach nie umiał się cieszyć swoimi
sukcesami. Mógł być wolny, wszyscy mu tego zazdrościli, ale nigdy nie czuł się
wolny. Wszystko było obarczone jakimś niewysłowionym ciężarem. Wydawało mu się,
że za mało kocha, za mało żyje, jest za mało wdzięczny, ale nie potrafił
inaczej. Nie umiał być „bardziej”. Trwał w chaosie rzeczy martwych poruszając
się w nim z zadziwiającą precyzją. Zawsze pamiętał na jakiej stronie skończył czytać
niezliczone napoczęte książki, w których szukał odpowiedzi na nigdy niezadane
wprost pytania. Gdy wydawało mu się, że już wiedział, że będzie mógł w końcu
spokojnie oddychać kolejny dzień rozwiewał resztki wiary. Bał się kłaść spać,
nie potrafił odłożyć dnia na bok, bo nienawidził początków i zaczynania
wszystkiego od nowa. Zawsze wolał być w połowie. Może dlatego nie umiał sobie
pomóc.
To o mnie ;/
ReplyDeleteO nie!
DeleteChoć z drugiej strony, może też i o mnie. Nie mam remedium. Może wcale go nie potrzebuję. Hm.
dobra wrażliwość tekstu
ReplyDelete..:)