Saturday, November 17, 2012

The Power Of Orange Knickers


Była z nich wszystkich najładniejsza, więc siłą niepisanego prawa koleżanki z klasy usunęły się w cień, mimo, że każda z nich skrycie do niego wzdychała. Był królem szkoły – wygadany, przekonany o swojej doskonałości i olewający reguły. Uległa zasadom; ona – dziewczynka z dobrego domu i on – buntownik, którego buta wynikała raczej z braku zdolności niż jakiejkolwiek autentycznej wyjątkowości. Byli dzieciakami i nie wiedzieli na czym polega bycie razem; każdemu wydawało się, że na czymś zupełnie odmiennym niż to, co między nimi było. Chyba naoglądali się za dużo filmów. Każde innych.

Nie rozumiała swojego ciała, ale poszła z nim do łóżka, żeby udowodnić jemu  i sobie, że coś jednak czuje. Dla niego była trofeum, dowodem jego unikatowości, podbudową pewności siebie i samozadowolenia. Z każdym dotykiem i z każdym pocałunkiem pozbawiał ją nie tylko resztek dziecięcości, ale i przekonania o swojej wartości. Potem jej ojciec, jakby wiedział, powiedział jej, że musi się szanować, bo w przeciwnym razie nikt nigdy jej już nie zechce. Nie rozumiał dlaczego rozpłakała się kiedy to mówił. Nie chciała żeby się dowiedział. Błysk w oku matki uświadomił jej, że nie jest już sama ze swoją tajemnicą. Bała się, co powie. Co wszyscy powiedzą. Ale nikt nic nie mówił. Jakby nikt nie był w stanie przebić się przez fasadę skrupulatnie budowanych pozorów. Zamknęła się w nich – przecież powinna być szczęśliwa, przecież nikt nie powiedział, że miłość będzie prosta, przecież nie jest już czysta i dlatego nikt poza nim jej nie zechce. Kto by zresztą chciał taką dziewczynkę, która nawet nie potrafi czuć żadnej przyjemności? Była przekonana, że wszyscy o tym wiedzą i na pewno przyglądają się jej z politowaniem.

To trwało już zbyt długo, według metryki stawali się właśnie dorośli nie mając pojęcia o dorastaniu. Ona – przestraszona i pragnąca afirmacji pozowała do miliona zdjęć, kipiąc na zmianę nieudolnym seksapilem lub smutną niewinnością i licząc na komentarze wpatrzonych w nią koleżanek i kolegów. Żadna pochwała i zachwyt nie budziły w niej długotrwałej radości. Co z tego, że wiedziała, że jest piękna – potrzebowała nieustannych zapewnień. On natomiast nie trzymając jej nawet za rękę ciągnął ją za sobą na niewidzialnej smyczy neurotycznych lęków. W zasadzie to miał ją w dupie. Jej pruderia go męczyła, jej idiotyczne oczekiwania i smutne oczy irytowały. Była taka małomiasteczkowa i melodramatyczna. No i oczywiście śmiertelnie o niego zazdrosna; przecież widział jak patrzyła na wszystkie jego znajome. Nawet nie wylogowywał się już z fejsa ilekroć akurat obgadywał ją z kimś w prywatnych wiadomościach, a niech sobie poczyta…! Gdyby nie to, że jego kumple nerwowo zakładali nogę na nogę na jej widok i wodzili za nią wzrokiem już dawno by ją zostawił; ale lubił być jej właścicielem i mieć ją dla siebie.
To był jej constans, jej znajome, zwykłe życie, dalekie od tego, czym karmiły ją opowieści podekscytowanych znajomych – nie było żadnych iskier.

I nagle pojawił się Adam. To był dzień urodzin jej młodszego brata. Wieczorem, po rodzinnym obiedzie i męczącym rozpakowywaniu prezentów czuła, że musi wyjść z domu. W pubie, znajdującym się przy jednej z brukowanych uliczek odchodzących od rynku, w którym czasem bywała ze swoją niezbyt atrakcyjną i stanowiącą dla niej doskonały cień przyjaciółką, wpadła na niego. Miał rumiane policzki, ciepły uśmiech i było w nim coś tak szczerego, że nie umiała mu nie uwierzyć, kiedy powiedział jej, że jest śliczna. Aśka, która wciąż siedziała obok, nawet po tym jak już przysiadł się do ich stolika, prychała od czasu do czasu nie wierząc w to, co słyszy, ale ona zupełnie nie zwracała na to uwagi. Po prostu chciała żeby siedział obok i nie przestawał do niej mówić. Nie pozwoliła mu dotykać swoich dłoni ani nie dała się pocałować, ale nie odmówiła, kiedy poprosił o jej numer telefonu. Odprowadził ją pod sam dom, mimo, że mieszkał na drugim końcu miasta, a ona stała jeszcze długo na dworze i wdychała rozgrzane letnie powietrze. Z zamyślenia wyrwał ją dopiero sms od Adama: Cieszę się, że cię spotkałem.

Wszystko było w nim inne.  Był od niej sporo starszy i wydawał jej się taki dorosły, a przy tym pięknie naiwny, taki niedzisiejszy, nierzeczywisty, wymyślony. Było w nim coś kruchego i nie umiała nie czuć piekącej, gorzkiej przyjemności wysyłając mu kolejne mmsy ze swoimi zdjęciami. Udawała jego koleżankę, a on zgadzał się na to, bo tylko kłamstwo mogło utrzymać ich blisko siebie bez zbyt jednoznacznego poczucia winy. Po raz pierwszy poczuła się silna, choć to uczucie wcale nie dawało jej szczęścia a jedynie okrutną satysfakcję. Nie umiała nie zachłysnąć się władzą, jaką nad nim miała. Był jedyną osobą, którą potrafiła kontrolować, doprowadzać do szaleństwa, zadręczać, tak samo jak ona była zadręczana i sama zadręczała siebie. Czuła, że niesprawiedliwość zaczynała powoli się wyrównywać. Nie wiedziała już kim jest.