Nie umiała się zaciągać, ale paliła papierosy.
Przy wypuszczaniu dymu malowniczo wydymała usta zawsze pomalowane na odcień burgundzkiej czerwieni. Oczywiście, co jakieś dziesięć minut musiała biec do łazienki by przy ciemny lustrze i słabej żarówce poprawiać szminkę mimo tego, że wszystko piła przez rurkę. Wtrącała się w każdą rozmowę, jaką prowadził Piotrek, choć zwykle nie miała pojęcia o jej temacie, zawsze wychodziła na papierosa wtedy kiedy on, lub gdy wypłoszyła już wszystkich stojących przed knajpą zerkała przez szybę w stronę baru licząc, że może wyjdzie do niej. Specjalnie rzucała torbę (płócienną, z logo Tate Modern) na krzesło tak by wypadały z niej książki – głównie Sylvia Plath i Virginia Woolf, oczywiście w oryginale. Swoimi powłóczystymi sukienkami zamiatała im podłogę nieudolnie człapiąc na kilkunastocentymetrowych platformach.
- To intelektualistka – powiedział Adam, oglądając się za siebie i spoglądając na nią; akurat schylała się by podnieść z podłogi książkę.
Piotrek i Monia przewrócili oczami.
- Zawsze wiedziałam, że kompletnie nie znasz się na ludziach, ale to już przesada.
- Dowodem na to jest fakt, że wciąż się jeszcze z wami zadaję – odparł uśmiechając się zjadliwie i wyszedł za dziewczyną na dwór. Przez szybę widzieli, że odpala jej papierosa i zagaja rozmowę.
Westchnęli.
- Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę.
- Może przynajmniej się ode mnie odpieprzy i przyssie do niego.
Monia zmierzyła go wzrokiem od stóp do głów.
- Nie wiem czy masz w życiu aż tyle szczęścia…