Thursday, December 22, 2011

Her name

Nigdy nie była szczególnie wylewna. Stanowiła pod tym względem doskonałą przeciwwagę dla niego. On był wciąż spragniony zapewnień świata, który go uwielbiał, wbrew jego własnemu zniechęceniu. Potrzebował wiecznego pocieszenia, które nie zaspokajało jego bólu i rozgoryczenia.

Oboje bali się klisz, ale nie umieli się nie kochać i nie potrafili czasem nie być banalni.
Potrzebował tego. Dotyku jej skóry, jej bliskości i zapachu, jej cichej obecności, która nigdy mu nie wystarczała. Czasem bał się, że ją pożerał, pochłaniał, chciał zawłaszczyć tym bardziej, że ona…

Chyba bała się jeszcze bardziej od niego – dlatego, nie umiała go po prostu objąć, dotknąć publicznie, nawet by zaznaczyć swój stan posiadania w obliczu wszystkich rozkochanych w jego smutnych oczach dziewczynek. Skróciła dystans do minimum, nigdy nie opierała się jego czułości, potrzebowała jej tak samo jak on, choć te wszystkie drobne gesty były dla niej nie do powtórzenia.
Były dla niej zupełnie nienaturalne – obce.

Czasem, gdy nie mógł sobie wybaczyć obarczał ją swoją niepewnością. To było stanowczo za łatwe, wiedział o tym, ale nie potrafił inaczej. Nie miała o to pretensji, bo gdzieś tam głęboko, w okolicach żołądka, czuła, że chyba ma rację, że jedyną nienaturalną rzeczą było to, że nie potrafiła być czuła w oczywisty sposób.

Nigdy nie była wylewna.
Tylko zawsze, kiedy gdzieś wyjeżdżał na kilka dni dostawała gorączki z tęsknoty. Nie mogli o tym wiedzieć.

Sunday, December 18, 2011

Wolves

Siedziała przy stole obracając w dłoni szklankę z winem. Wszystkie kieliszki zdążyły się już potłuc odkąd w końcu zamieszkały razem. Patrzyła jak Anka zagniata ciasto i płacze. Pociągała nosem i łapała powietrze rozpaczliwie jak tonący w oceanie własnej pogardy.
- Jesteś pewna, że wszystko w porządku? – zapytała dobrze wiedząc, co się tak naprawdę stało.
- Oczy mi łzawią, kurwa, mam złe soczewki – powiedziała Anka robiąc wszystko by nie zobaczyła jej twarzy.
- Wiesz, że ja wiem… - Znały się zbyt wiele lat by nie wyczuła, o co może chodzić. Poczuła uścisk w gardle. Dlaczego wszyscy, którym tak mocno życzyła szczęścia rozpadali się na kawałki?
- Boję się, że popełniłam największy błąd w moim życiu – między jednym łapczywym oddechem a drugim wybełkotała Anka. Przełożyła ciasto na wyłożoną papierem do pieczenia blachę i włożyła je do piekarnika. - Gdybym chociaż mogła naprawić to wszystko… Gdyby chociaż dano mi szansę… - Łkała.
Łkała jak dziecko, które czuje, że zrobiło coś złego, nie rozumiejąc jeszcze powagi swojego czynu. A przecież to miała być dobra decyzja, przecież tak miało być lepiej. Miała być szczęśliwsza, wolna, miała też uwolnić jego od siebie i od wzajemnych oczekiwań, którym nie potrafili sprostać. Wszystko miało wyglądać inaczej. A teraz były tu we dwie, w kuchni brudnej od mąki i złych decyzji.
Nie umiała jej pomóc, choć tak rozpaczliwie chciała wiedzieć jak to zrobić.
Wiedziała ze swojego mętnie nijakiego życiowego doświadczenia, że to wszystko minie, uspokoi się i wygładzi. Może nic nie będzie już miało takiego smaku jak dawniej, ale wierzyła, że…
- To była najlepsza decyzja, jaką mogłaś podjąć – powiedziała czując gorycz swoich słów.
Anka wydała z siebie nieokreślony jęk i opadła na zdezelowany stołek.
- To była najgorsza decyzja jaką podjęłam… Wiem, że gdybym tego nie zrobiła nie zrozumiałabym tego co teraz już wiem, ale… Boję się, że nigdy nie będę umiała sobie tego wybaczyć… - schowała twarz w dłoniach słaba i zmęczona. - Wiem, że byłam suką, ale czy można przestać tak szybko kochać? Po tym wszystkim, co mi kiedyś mówił? – Spojrzała na nią, na jej oczy pełne bezsilnego współczucia i paradoksalnego spokoju. Chciała znaleźć w nich odpowiedzi, które wiedziała, że nie istnieją, chciała zobaczyć w nich przyszłość i rozwiązania wszystkich splątanych ze sobą nitek.
- Nie chcę karmić cię banałami – powiedziała w końcu do Anki.
- Ja też tego nie chcę – odparła siląc się na uśmiech od paru dni nieodłącznie towarzyszący łzom, których nie potrafiła już zatrzymać.
Patrzyły na siebie przez chwilę wymieniając się bezradnością. Nagle Anka odwróciła się w stronę piekarnika.
- Nie dodałam rodzynek do ciasta…

Sunday, December 11, 2011

Nantes

Siedział w maleńkiej kuchni pijąc kawę z mlekiem sojowym i opierał stopy na niebieskim zdezelowanym stołeczku, bo jego nogi były zbyt długie by zdołał je wyprostować w mikroprzestrzeni. W drzwiach wejściowych zazgrzytał zamek. Aśka weszła do mieszkania w krzywo zapiętym płaszczu, roześmiana i trzymająca w ręku niczym trofeum karton z pizzą.
- To śniadanie czy obiad? – Zapytał starając się nie zabrzmieć zgryźliwie.
- Śniadanie – odparła niefrasobliwie. – Przyniosłam ci parę kawałków, pamiętam, że dziś twój dzień dogadzania sobie – powiedziała, bez ostrzeżenia wyciągnęła mu stołek spod stóp i usiadła.
Wziął zimny kawałek pizzy i zmierzył go wzrokiem. Jej ulubiona – z szynką i salami. Nie bez wyrzutów sumienia odgryzł kawałek.
- To niesprawiedliwe, że możesz jeść takie świństwa a i tak jesteś chuda – powiedział przełknąwszy pierwszy kęs.
- Zawsze to mówisz – Aśka przeciągnęła się i oparła plecami o zlewozmywak. Zazdrościł jej tego, że mogła objadać się dosłownie wszystkim i nie przybierała na wadze, podczas gdy on, próbując wpasować się w estetyczny wzorzec współczesnej męskości liczył kalorie, biegał i chodził na jogę. Tak się zresztą poznali.
- Jak się udała wczorajsza impreza? – Zapytała wstawiając wodę na herbatę.
- A jak myślisz? Ty ze swojej wróciłaś przed chwilą, a ja jestem na nogach od 10 – odparł z westchnieniem napoczynając drugi kawałek pizzy. – Byłem w domu przed 23…
- To faktycznie słabo – powiedziała ziewając i zalewając wrzątkiem herbatę. – Chcesz?
Pokręcił głową i przełknął ostatni kęs.
- Pokłóciłem się z Agnieszką.
- O co? Nie sądziłam, że chodząca doskonałość jest w stanie zrobić komukolwiek awanturę!
- A widzisz – wziął głęboki oddech by odroczyć chwilę, kiedy będzie musiał to powiedzieć. – Nie bardzo jej się podoba to, że mieszkamy razem, bo wiesz, twierdzi, że twoje zachowanie w stosunku do mnie nie jest do końca neutralne…
Aśka patrzyła na niego pustym wzrokiem mieszając herbatę. Nigdy wcześniej dźwięk łyżeczki uderzającej o szkło nie wytrącał go z równowagi tak bardzo jak teraz.
- Czemu nic nie mówisz? – Zapytał w końcu.
- A co mam ci niby powiedzieć?
- Nie wiem. Że to nie prawda? Że jestem dla ciebie aseksualny? Że nie ma chemii? Że przecież wiem, że nie chcesz związków i angażowania się?
- No właśnie, przecież doskonale to wszystko wiesz, po co mam się powtarzać?
Zapanowała cisza, jeśli można nią nazwać milczenie między nimi mącone buczeniem w rurach i dziećmi sąsiadów, które biegały po klatce schodowej. Ich głosy rezonowały brzmiąc jak dźwięki z kompletnie innej rzeczywistości.
- Martwi mnie tylko, że wziąłeś sobie jej uwagi na serio – powiedziała w końcu i wstała od stolika. Ominęła jego nogi wystające na przedpokój i wyszła z kuchni.
- Powiedziała też, że… - zaczął.
- Nie chcę tego słuchać – przerwała mu i zamknęła drzwi swojego pokoju. Wydawało mu się, że nimi trzasnęła. Chciał żeby to zrobiła. Tak byłoby właściwiej.
- … że moje zachowanie w stosunku do ciebie jest niezdrowe – dokończył cicho.
Nie wiedział już czyimi myślami tak naprawdę myślał.

Thursday, December 1, 2011

Obey

Poznali się w podstawówce i wbrew wszystkim przemijającym znajomościom wciąż się znali. Fakt, że ich przyjaźń trwała wydawał się niezrozumiały dla postronnych obserwatorów i ludzi, którzy czasem pojawiali się w ich życiach.
Gej, popaprany hedonista i wiecznie przygnębiona defetystka.

Było już po zamknięciu knajpy, ale nadal siedzieli przy barze bezczelnie ignorując zakaz palenia.
- Zadzwoniła, więc wziąłem samochód i zabrałem ją do kina – powiedział Adam dopijając piwo.
- A nie miałeś jej przypadkiem dosyć? – Anka popatrzyła na niego znad baru z wesołą rezygnacją odmalowaną na jej twarzy. Wzruszył ramionami z szelmowskim uśmiechem.
- I na jakim filmie byliście? – zapytał Artur, który akurat wyłonił się z zaplecza z naręczem czystych kufli i szklanek.
- A nie wiem, przez cały seans myślałem o tym gdzie będzie bliżej, do niej czy do mnie – odparł niefrasobliwie i zmarszczył brwi w zastanowieniu, z którego nie wytrąciły go nawet wybuchy śmiechu pozostałej dwójki.
- To były chyba Listy do M...

Pain

Trafił tu kiedyś przypadkiem. Przeczytał wszystko, co po sobie zostawiła. Nie było tego wiele. Postanowił do niej napisać.

Pozwól mi prowadzić ze sobą takie rozmowy do końca życia. Bądźmy nieszczęśliwi we dwoje.