Sunday, December 18, 2011

Wolves

Siedziała przy stole obracając w dłoni szklankę z winem. Wszystkie kieliszki zdążyły się już potłuc odkąd w końcu zamieszkały razem. Patrzyła jak Anka zagniata ciasto i płacze. Pociągała nosem i łapała powietrze rozpaczliwie jak tonący w oceanie własnej pogardy.
- Jesteś pewna, że wszystko w porządku? – zapytała dobrze wiedząc, co się tak naprawdę stało.
- Oczy mi łzawią, kurwa, mam złe soczewki – powiedziała Anka robiąc wszystko by nie zobaczyła jej twarzy.
- Wiesz, że ja wiem… - Znały się zbyt wiele lat by nie wyczuła, o co może chodzić. Poczuła uścisk w gardle. Dlaczego wszyscy, którym tak mocno życzyła szczęścia rozpadali się na kawałki?
- Boję się, że popełniłam największy błąd w moim życiu – między jednym łapczywym oddechem a drugim wybełkotała Anka. Przełożyła ciasto na wyłożoną papierem do pieczenia blachę i włożyła je do piekarnika. - Gdybym chociaż mogła naprawić to wszystko… Gdyby chociaż dano mi szansę… - Łkała.
Łkała jak dziecko, które czuje, że zrobiło coś złego, nie rozumiejąc jeszcze powagi swojego czynu. A przecież to miała być dobra decyzja, przecież tak miało być lepiej. Miała być szczęśliwsza, wolna, miała też uwolnić jego od siebie i od wzajemnych oczekiwań, którym nie potrafili sprostać. Wszystko miało wyglądać inaczej. A teraz były tu we dwie, w kuchni brudnej od mąki i złych decyzji.
Nie umiała jej pomóc, choć tak rozpaczliwie chciała wiedzieć jak to zrobić.
Wiedziała ze swojego mętnie nijakiego życiowego doświadczenia, że to wszystko minie, uspokoi się i wygładzi. Może nic nie będzie już miało takiego smaku jak dawniej, ale wierzyła, że…
- To była najlepsza decyzja, jaką mogłaś podjąć – powiedziała czując gorycz swoich słów.
Anka wydała z siebie nieokreślony jęk i opadła na zdezelowany stołek.
- To była najgorsza decyzja jaką podjęłam… Wiem, że gdybym tego nie zrobiła nie zrozumiałabym tego co teraz już wiem, ale… Boję się, że nigdy nie będę umiała sobie tego wybaczyć… - schowała twarz w dłoniach słaba i zmęczona. - Wiem, że byłam suką, ale czy można przestać tak szybko kochać? Po tym wszystkim, co mi kiedyś mówił? – Spojrzała na nią, na jej oczy pełne bezsilnego współczucia i paradoksalnego spokoju. Chciała znaleźć w nich odpowiedzi, które wiedziała, że nie istnieją, chciała zobaczyć w nich przyszłość i rozwiązania wszystkich splątanych ze sobą nitek.
- Nie chcę karmić cię banałami – powiedziała w końcu do Anki.
- Ja też tego nie chcę – odparła siląc się na uśmiech od paru dni nieodłącznie towarzyszący łzom, których nie potrafiła już zatrzymać.
Patrzyły na siebie przez chwilę wymieniając się bezradnością. Nagle Anka odwróciła się w stronę piekarnika.
- Nie dodałam rodzynek do ciasta…

4 comments:

  1. Wiem, że to nie o mnie, ale czytam i mam wrażenie, że widziałaś jak dziś stałam w kuchni i ryczałam z wiadomych beznadziejnych, oklepanych powodów.
    Smętne.
    Być tylko dla siebie, dla siebie się starać, marzenie nieziszczalne.

    ReplyDelete
  2. Ziszczalne! Obiecuję! Choć i tak musimy czuć, że jesteśmy dla kogoś.

    ReplyDelete
  3. Może bądźmy dla siebie? W sensie ja dla siebie, Ty dla siebie, ale podświadomie ja dla Ciebie, Ty dla mnie. Albo, żeby bardziej motywować: ja dla Twojego męskiego alter-ego, Ty dla mojego męskiego alter-ego.
    Bo szkoda, że homoseksualizmu nie nabywa się przez pstryknięcie palcami, byłabym przeszczęśliwa, a 3/4 moich kłopotów by znikło!

    ReplyDelete