Materia jej snu stawała się stopniowo coraz rzadsza i bardziej przejrzysta. Powoli zaczynał się do niej przedzierać dziwny chrobot. Z początku był bardzo odległy, powtarzając się jednak konsekwentnie, stawał się coraz wyraźniejszy, aż w końcu ją obudził. Przez chwilę serce zabiło jej szybciej, niezidentyfikowany odgłos rozchodzący się po cichej i ciemnej przestrzeni pokoju brzmiał wyjątkowo złowrogo. Nasłuchiwała w napięciu. Po chwili usłyszała go znowu i poczuła ulgę ustępującego uścisku lęku. To drzewko szczęścia, które posadziła dla niej jej babcia gubiło liście.
Spojrzała na wyświetlacz telefonu - była 5.43. Zostało jej siedemnaście minut snu.
Idealne na początek jakiejś książki.
ReplyDeleteLub na jej zakończenie :)
Też tak coś czuję. Może jak kiedyś zbiorę coś do kupy to tak się zacznie/skończy :)
Delete