Friday, March 1, 2013

Wittgenstein flies a kite


Miał prawie czterdzieści lat, ale wciąż wyglądał jak chłopiec.
Budził się codziennie rano z poczuciem braku sensu i zwleczenie się z łóżka było dla niego aktem ostatecznego heroizmu. Nie miał żadnych powodów by być nieszczęśliwym. Robił w życiu to, co wydawało mu się, że kocha, nagrał kilka bardzo dobrych płyt, ludzie świetnie się bawili słuchając jego muzyki, czasem trochę się wzruszali, czasem tańczyli, gratulowali mu, a całe zastępy dzieciaków czerpały pełnymi garściami z tego, co udało mu się już wypracować.
Miał wrażenie, że nie jest wystarczająco dobry. Oddychał cudzymi ambicjami. Kiedy przyjaciele klepali go po plecach nie umiał się cieszyć swoimi sukcesami. Mógł być wolny, wszyscy mu tego zazdrościli, ale nigdy nie czuł się wolny. Wszystko było obarczone jakimś niewysłowionym ciężarem. Wydawało mu się, że za mało kocha, za mało żyje, jest za mało wdzięczny, ale nie potrafił inaczej. Nie umiał być „bardziej”. Trwał w chaosie rzeczy martwych poruszając się w nim z zadziwiającą precyzją. Zawsze pamiętał na jakiej stronie skończył czytać niezliczone napoczęte książki, w których szukał odpowiedzi na nigdy niezadane wprost pytania. Gdy wydawało mu się, że już wiedział, że będzie mógł w końcu spokojnie oddychać kolejny dzień rozwiewał resztki wiary. Bał się kłaść spać, nie potrafił odłożyć dnia na bok, bo nienawidził początków i zaczynania wszystkiego od nowa. Zawsze wolał być w połowie. Może dlatego nie umiał sobie pomóc.

3 comments:

  1. Replies
    1. O nie!
      Choć z drugiej strony, może też i o mnie. Nie mam remedium. Może wcale go nie potrzebuję. Hm.

      Delete
  2. dobra wrażliwość tekstu


    ..:)

    ReplyDelete