Sunday, September 4, 2011

Kroki

Opowiem Ci historię.

[ W historiach zawsze byłam dobra. ]

Zawsze byłam sama. Jedynaczka. I to nie prawda, że nigdy nie byłam dobra w wymyślaniu sobie zabaw.
Najbardziej lubiłam słuchać. Wsłuchiwać się. Oczekiwać, wyczekiwać dźwięków. Wstrzymywałam wtedy oddech i wytężałam całą swoją świadomość.
To była moja ulubiona zabawa. W zgadywanie czyj to głos. Czyje kroki słyszę na korytarzu. Opanowałam to do perfekcji. W chwilach największej samotności jedynym co zawsze było ze mną były dźwięki.
Najpierw nauczyłam się słuchać. Potem nauczyłam się widzieć. To mi wystarczało. Połączenie tych dwóch zmysłów dawało mi więcej niż realne i osobiste przeżycia. Nie musiałam czuć, wystarczy, że mogłam przeżywać.

Więc słuchałam, zapamiętywałam głosy, ich barwy i odcienie. Zapamiętywałam ciężkość kroków, ich rytm, tempo. Uczyłam się o innych z takich właśnie do niczego nikomu niepotrzebnych szczegółów. Czasem ich głos i sposób mówienia był ważniejszy niż to, co mieli do powiedzenia. Był prawdziwszy, szczery. W przeciwieństwie do słów, którymi można dowolnie manipulować.
Czasem brak słów był ważniejszy od ich obecności.
Brak pożegnań od pożegnania.
Czy już wiesz do czego zmierzam?

To właśnie te pożegnania, których nigdy nie było zapadały mi najbardziej w pamięć. Zostawiały pragnienie ostateczności. Tęsknotę. Tęsknotę, która była nie do pokonania. Więc trzeba było się z nią pogodzić.
W godzeniu się też zawsze byłam niezła.
Kiedyś, kiedy byłam młoda i głupia walczyłam do ostatniej kropli krwi. Niepotrzebnie. O nic.
Więc nauczyłam się pozwalać rzeczom się kończyć i pozwalać im odchodzić, mijać. Walczę już tylko o to, co jest naprawdę ważne, nie marnując energii na rozdrabnianie się, rozmienianie się na drobne w kolejnych bezsensownych bataliach.
Coraz mniej też mówię.
To nie bierność, a jak chcę wierzyć mądrość nabyta z wiekiem. Tak samo jak przebaczanie.

Może za dużo przebaczam. Może odchodzą bo wiedzą, że i tak przebaczę. Że nie będę szarpać ich ciał nienawiścią. Nie będę szarpać wspomnień.
Wspomnienia są po to, żeby o nie dbać. Pielęgnować ich czystość, więc chcę żeby były czyste. A nie splamione otwartymi animozjami.
Więc moje wspomnienia są osnute delikatną mgiełką smutku, która nadaje im wrażenie wyblakłości. Ale nie są wyblakłe. A szkoda.
Smakują mi gorzko, przełkniętymi łzami, których nie umiem z siebie wypłakać.
Ale wiem, że pewnego dnia, gdy wszystko w końcu wypełni mnie po brzegi nie będzie już miejsca na chowanie łez. Nie będzie miejsca na nic. Wtedy zapłaczę. I to będzie ostatnia rzecz jaką zrobię.

Wracając do historii.
Dźwięki, głosy.
Usłyszałam Twój głos a potem trzaśnięcie drzwi samochodu. Zdążyłam podejść do okna akurat by zobaczyć jak odjeżdżasz.
Zawsze akurat wtedy wyglądałam przez okno kiedy odchodziłeś. Szedłeś gdzieś w kierunku swojego świata, którego częścią nigdy tak naprawdę się nie stanę. Mimo wszystkich słów i całej wiary jaką chciałeś mi wpoić. Mimo wszystkich spojrzeń i wszystkich kieliszków wypitego razem wina. Mimo wszystkich wspólnych wspomnień i wspomnień podzielonych.
Tylko przez chwilę szliśmy równoległymi ścieżkami. Potem nasze drogi się rozeszły. Tylko, że Ty poszedłeś dalej nie oglądając się za siebie, a ja zostałam tam. Na tym rozdrożu wpatrzona w Twoje plecy.
Nie będę Cię skreślać. Może jeszcze wrócisz żeby się pożegnać.



Marzec 2009

2 comments:

  1. piszesz tak, że emocje przechodzą na drugą stronę, a to jest cholernie fajne

    ReplyDelete
  2. hey girl:) I wish I could read it! I bet you're a wonderful writer.

    ReplyDelete