Thursday, January 5, 2012

Shake it out

Właśnie podjęła heroiczną próbę naciągnięcia na dłoń skórzanej, prującej się już nieco rękawiczki przytrzymując jednocześnie drugą ręką butelkę soku grejpfrutowego, gdy poczuła w kieszeni zimowego płaszcza natarczywą wibrację telefonu.
Westchnęła z irytacją, zdjęła ten fragment rękawiczki, który z trudem udało jej się założyć, i wysupłała telefon z podszewki, w którą notorycznie się wplątywał. Zdjęcie na wyświetlaczu pokazało jej Pawła pozującego w kostiumie łosia, który był mu kiedyś potrzebny na planie jakiejś etiudy.
- No, co tam? – Odebrała
- Cześć.
Nastąpiła krótka chwila milczenia.
- No cześć – odpowiedziała w końcu.
- Co słychać? – Zapytał wyblakłym głosem, tak do niego niepodobnym. Pamiętała go jako człowieka, który wiecznie rozbawiał wszystkich dookoła swoim absurdalnym poczuciem humoru i ewidentnym talentem kabaretowym. Przy tym było w jego sposobie bycia coś niesamowicie pociągającego, co powodowało, że nie mógł opędzić się od kobiet. Przyglądała się zawsze ciekawie jego kolejnym zdobyczom, z których żadna nie mogła dorównać jego marzeniu o wielkiej miłości. Kiedy rozmawiała z nim po raz ostatni, dzwonił o pierwszej nad ranem z wieczoru kawalerskiego i czkając jej w słuchawkę próbował zaprosić na wesele swojego przyjaciela. Miała już wtedy inne plany.
- Wszystko w porządku, moje życie nadal jest smętne, ale to lepiej niż miałoby obfitować w jakieś tragedie – odparła z rozbawieniem. – A u ciebie? Jesteś teraz w Warszawie i okolicach?
- Tak, tak. Pracuję, czasem przyjeżdżam do Łodzi zaliczać jakieś zaległe, głupie przedmioty, ale poza tym to praca-dom-praca-dom.
- Czyli też smętnie?
- Nie, jest w porządku. Bardzo dobrze zarabiam, ale nie mam nawet czasu czytać wszystkich komiksów, które kupuję taki jestem zmęczony.
- To do ciebie niepodobne!
- Ale za to zebrałem już niezłą kolekcję! – Po chwili dodał – kupiłem też perkusję…
- No proszę!
- … i akordeon.
- Żartujesz!
- Próbowałem nawet rozbawić rodzinę w Święta i im na nim grałem, ale chyba nie bardzo im się podobało…
- Gwarantuję ci, że mi by się spodobało i wspieram twoją przyszłą karierę wielkiego akordeonisty.
- To chyba jesteś jedyną osobą, która nie dość, że mnie wspiera to jeszcze chce ze mną rozmawiać. Tylko ty odebrałaś telefon, a od godziny już dzwonię po wszystkich.
Zaśmiała się.
- Dzięki, wiesz jak sprawić, żebym poczuła się wyjątkowa!
- Jesteś chyba też jedyną osobą, którą jeszcze lubię.
- No, już lepiej! Z wzajemnością! Słuchaj, muszę kończyć, bo właśnie wsiadam do tramwaju, a wiesz jakie one są dyskretne w tym smutnym mieście.
- Ja też muszę kończyć, akurat będę wysiadać z pociągu. Daj znać jak będziesz w Warszawie.
- Jasne, nie zapomnę ci tego akordeonu. Pa!
I rozłączyła się.
Pamiętała jeszcze noc, kiedy byli dla siebie pustymi ciałami i niesmakiem własnych porażek. Nie chciała niczego więcej, on czuł się winny i nie umiał przełknąć ani kęsa z ich wspólnego obiadu. Uśmiechała się do niego z nad kieliszka wina próbując dodać mu otuchy, a on czuł jakby sprofanował ostatnią czystą wartość w swoim życiu. Wtedy po raz pierwszy zdał sobie sprawę, że nie ma kontroli nad swoim życiem.

0 comments:

Post a Comment